Spojrzałam ostatnio
na mój kalendarz 2020 leżący samotnie na biurku, w którym już dawno nic nie
zapisałam. Nagle przestałam mieć taką potrzebę, z powodu mniejszej ilości obowiązków,
w związku z epidemią i siedzeniem w domu. Zadałam sobie wtedy pytanie, czy planowanie w
ogóle ma sens?
Społeczeństwo
dzieli się na ludzi, którzy planują, tych robiących wszystko spontanicznie i tych po środku, co
teoretycznie planują, a w praktyce jak się uda.
W przypadku
ostatniej grupy często motywacja zderza
się z lenistwem. Osoby takie uważają, że planowanie ma sens, więc starają
się, układają w głowie strategie działania, zapisują wszystko: co muszę, co
zrobię, co zmienię w życiu… Idę na siłownie, nie jem słodyczy, nie oglądam
głupot w telewizji…
A potem jeden wyjątek od normy, drugi, trzeci i wszystko
trzeba zaczynać od nowa.
Osoby
spontaniczne, a więc tacy co zawsze „Idą
na żywioł” też różnie na tym wychodzą. Zasadniczo lepiej niż Ci „planujący
ale leniwi” – przynajmniej nie martwią się tym co będzie jutro, tylko żyją tu i
teraz. Zdarza się jednak, że osoby takie nie mają żadnych celów w życiu, bo przecież
nic nie planują, teoretycznie niczego nie oczekują i czekają na to co będzie.
I jeszcze ta pierwsza kategoria, a
więc osoby, które bezwzględnie wszystko
planują. W ich przypadku niejednokrotnie każdy element życia jest idealnie
zaplanowany, przeanalizowany i rozłożony na czynniki pierwsze. Trzymanie się
planu to świętość i swego rodzaju bariera ochronna, dająca poczucie bezpieczeństwa.
Gorzej jeśli coś nie idzie tak jak
powinno. Wtedy najczęściej wszystko się sypie, cały idealny plan nie ma już
sensu, pojawia się stres i niepewność.
A więc czy planowanie ma sens?
- Kiedy planujemy to jednocześnie myślimy, analizujemy, wyciągamy wnioski. Zadajemy sobie różne ważne pytania, które często rzucają zupełnie nowe światło na naszą rzeczywistość.
- Planowanie stanowi swego rodzaju motywację do działania i pozwala na efektywne wykorzystanie życia, dnia, tygodnia, miesiąca.
- Sprawdza się jeśli chcemy coś osiągnąć, gdy mamy jakąś pracę i np. ustalamy, że codziennie wykonujemy ją od 9-14, a potem zostaje czas dla siebie.
- Zapisywanie i prowadzenie kalendarza, też myślę ma sens, żeby nie zapomnieć o żadnym ważnym wydarzeniu.
Planowanie może
jednak stać się pewnego rodzaju obsesją i głównym punktem naszego życia.
Rzadko
kiedy uda się zaplanować każdy szczegół swojego dnia, nie zmarnować ani minuty,
bo nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy. Może np. ktoś poprosi
nas o pomoc, a to okaże się nie zgodne z naszym planem, a potem zostaną tylko wyrzuty
sumienia z jednego lub drugiego powodu.
Zdarza się,
że przez obsesyjne planowanie zapominamy po co tak w ogóle to robimy i nie
dostrzegamy wszystkiego wokół.
Dlatego warto
czasem pozwolić sobie na spontaniczność, bo dzięki temu życie może nas
pozytywnie zaskoczyć. Podobno najlepsze rzeczy, najlepsze spotkania zdarzają
się bez planowania i sporo w tym racji.
A obecna
sytuacja jest chyba najlepszym dowodem na to, że nie da się wszystkiego
zaplanować.
Planowanie i realizacja to ciągle życie pod presją, stres, napędzanie sobie obowiązków, które są zbędne i które można wykonać mimochodem, przy okazji, niezauważalnie. Nie rajcuje mnie odhaczanie kolejnych punktów i akord.
OdpowiedzUsuńTak to prawda, i można czasem popaść w jakąś obsesyjną chęć bycia doskonałym człowiekiem.
UsuńOj tak, ja jestem człowiekiem który lubi mieć poukładane wszystko w głowie i strasznie się denerwuje jak mi coś ten porządek zaburza. Pracuje nad sobą regularnie. Twój wpis jest na pewno potrzebny osobom takim jak ja :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post,lubię planować. I naprawdę warto zapisać chociaż ważne rzeczy które chcemy zrobić każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam wszystko planować, ale pozwalam sobie czasem na zmianę planów i spontaniczność, bo i tego w życiu trzeba :)
OdpowiedzUsuń